wtorek, 2 września 2014

Wieści z Haselünne

Obudził mnie pochmurny, chłodny, szary dzień... Ostatnio sporo pada, ale ranki na ogół bywały pogodne. Wychodzić się nie chce, to może trochę weny złapię na popisanie aktualności i zaległości.
Wracam do pracy. Powoli. W tym tygodniu tylko 3 dni, a od przyszłego już intensywniej.
W ramach rehabilitacji codziennie kilka godzin spędzam na rowerze. W tempie "spacerowym" i bez większego wysiłku nadal poznaję bliższą i dalszą okolicę. Mimo że mieszkam tu już parę lat w niektórych miejscach jestem po raz pierwszy, albo w ogóle, albo nie przejazdem. Dziś też się pewnie gdzieś wybiorę. Później...
W miasteczku trochę zmian i gorący sezon. Burzenie i budowanie. To wprawdzie normalne, lecz ostatnio zbiegło się więcej i niektóre zmiany nie wzbudzają mojego entuzjazmu. W centrum wyburzono z 5 całkiem dobrych domów i powstaje EDEKA - market. Nie jestem pewna czy w tym miejscu jest on rzeczywiście potrzebny? I jak to wpłynie na "przejezdność" miasteczka? Dotychczasowe centra handlowe są nieco na uboczu, choć wcale nie daleko, bo nigdzie nie jest daleko. Sceptycznie więc... I tych domów mi szkoda.
No, gdyby to miał być KAUFLAND, który cenię, bo można tam dostać wszystko, to co innego. Nie wiem czy ta budowa ma jakiś związek z tym, że nieoczekiwanie (jak dla mnie) zamknięto i zaczęto wyburzać ALDI. Zostałam bez mojego ulubionego jogurtu i serka...I nie wiem jakie będą dalsze losy tego marketu - czy zbudują nowy w tym samym miejscu?
Tu jest to praktykowane, np w pobliskim Meppen wyburzono centralnie położony duży bank, bo zreflektowano się, że nie pasuje do charakteru okolicznej zabudowy i wybudowano w tym samym miejscu nowy, podobno bardziej pasujący. Obok mojej pracy też rozbiórka i nowe plany. Ten budynek nie należał do najpiękniejszych to pewnie będzie lepiej.
Poza tym już za półtora tygodnia największe święto miasteczka "17. Historischer Korn- und Hansemarkt" - Historyczny Jarmark oparty na tradycjach hanzeatyckich i miejscowego gorzelnictwa (w luźnym tłumaczeniu). Przygotowania trwają. Więcej na ten temat w osobnym poście (może niejednym).
W tym roku lato się spisało - było sporo ciepłych, suchych, a nawet upalnych dni. Na terenie gdzie czasem trudno o pół suchego dnia w ciągu miesiąca to lato było udane. A tu... akurat żadnych gości nie miałam, a sama półtora miesiąca przesiedziałam w mieszkaniu... 
Właściwie tutaj wakacje wciąż trwają. Pierwszy września nie jest żadną szczególną datą. O jednym znaczeniu raczej niechętnie się pamięta, a z początkiem szkoły nie ma nic wspólnego. Te terminy są bardzo ruchome, inaczej w każdym kraju związkowym i inaczej w każdym roku. Obejmują któreś 6 tygodni w okresie od połowy czerwca do połowy września i od kiedy nie mam dzieci w wieku szkolnym nie jestem na bieżąco. Przeważnie orientuję się po stadach rowerzystów z plecakami i mnóstwem rowerów pod szkołami lub ich braku. Kiedyś jeszcze, gdy mieszkałam w centrum najpewniejszym objawem rozpoczynających się wakacji był praktykowany w ich pierwszy dzień jarmark dziecięcy - na prowizorycznych straganach sprzedają niepotrzebne rzeczy za symboliczne ceny. Ale teraz mogę to przegapić.
Trochę wieczornego miasta













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz