piątek, 11 kwietnia 2014

Niemiecka służba zdrowia

Będzie poważnie. I pewnie dużo. Jednocześnie bardzo subiektywnie - garść doświadczeń kilkuletnich kontaktów z niemiecką służbą zdrowia.
 Niektórzy uważają, że jest najlepsza na świecie - co może być konsekwencją stopniowania przymiotników - gut - besser-deutsch (dobry-lepszy-niemiecki). Nie podzielam aż takiego zachwytu, jak we wszystkim są plusy i minusy.

 Szpital w Haseluenne od strony rzeki Hase


Podstawowy kontakt to lekarz domowy (Hausarzt) przyjmujący we własnej "Praxis". Ma dużo więcej możliwości i zasięg świadczonych usług medyczny niż polscy lekarze pierwszego kontaktu. Przeciętna "Praxis" składa się z kilku gabinetów (co najmniej 2),w których przyjmuje lekarz, wyposażonych w usg, pokój badań (dodatkowe przyrządy diagnostyczne np ekg), gabinet zabiegowy, mini-laboratorium i punkt pobierania krwi, podstawowe urządzenia do fizykoterapii (naświetlań, nagrzewań, prądów itp, mój lekarz posiada 3 takie stanowiska), recepcji i poczekalni.

Zacznę od poczekalni, bo to akurat moje zaskoczenie na minus. Do lekarza dostaje się termin (to zadanie recepcji, ale o tym potem) z dokładnie określoną godziną i tu klapa... nie ma to nic wspólnego z czasem przyjęcia przez lekarza. Trzeba czekać czasem i ok. 2 godzin!  Kolejne zaskoczenie - Niemcom to jakoś w ogóle nie przeszkadza, cierpliwie siedzą i czekają. Nikt się nie buntuje, ani nie awanturuje. 
Nie mam pojęcia po co więc są te terminy. Jakiś rodzaj umowy z przymrużeniem oka? Mnie to denerwowało. Kiedy sama pracowałam w służbie zdrowia byłam w swojej poradni prekursorką terminów z określoną godziną z troski o komfort pacjentów i własny oraz z szacunku dla czasu. Jeśli zdarzały się "poślizgi", czego nie da się uniknąć, pacjentowi należała się informacja o tym, przeprosiny i możliwość decyzji czy będzie czekał.
Tu nic takiego się nie dzieje. Co najwyżej lakoniczna informacja "To może potrwać". A terminy są określane bardzo precyzyjnie: 11.45 np. Kiedy próbowałam się dowiedzieć czy nic się nie da z tym zrobić, jakoś urealnić terminów, delikatnie dano mi do zrozumienia, że jeśli mi się nie podoba mogę poszukać takiego lekarza, u którego się nie czeka, bo ponoć i tacy są. I że za to odpowiedzialni są pacjenci, którzy przychodzą bez terminu ("bezterminowi" są proszeni o zgłaszanie się w określonych porach, czego podobno nie przestrzegają). Kiedy mnie się zdarzało przychodzić bez umówienia (ale w dobrej porze) byłam pouczana, że należy najpierw zadzwonić, bo wtedy się dowiem kiedy najlepiej przyjść. Tylko po co skoro i tak to nie ma żadnego znaczenia? 
Najbardziej kuriozalne w tej kwestii był termin u chirurga szczękowego, w miasteczku odległym o 20 km, umówiony telefonicznie (z podaniem powodu skierowania), określony (a jakże) 12.40. Po 1,5 godzinnym czekaniu i dostąpieniu wreszcie zaszczytu przyjęcia wizyta trwała ok 1 min. i polegała na spojrzeniu na skierowanie i zaleceniu żeby pójść do recepcji w celu... ustalenia terminu! 
Musiałam się wiec przyzwyczaić i cieszyć z możliwości nadrobienia zaległości w czytaniu prasy kolorowej, czy dokładnego studiowania wyposażenia gabinetu. 
To wg mnie wielki minus dla niemieckiej służby zdrowia i niemieckiej świetnej organizacji. Może nie zawsze i nie wszędzie jest tak, ale ja się spotkałam z tym w wielu miejscach, zarówno u lekarzy domowych, specjalistów, jak i w szpitalnych izbach przyjęć, poradniach w dużej klinice w dużym mieście. Może tak musi być i nie da się inaczej? I w tej dziedzinie polska służba zdrowia nie jest szczególnie gorsza?
Na szczęście dalej jest znacznie lepiej. Ale to już innym razem.

2 komentarze:

  1. Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat ja nigdy nie miałem okazji tam się leczyć to na dobrą sprawę również nie mam żadnego porównania. Jednak już wiem, że znakomity lekarz laryngolog przyjmuje w https://cmp.med.pl/zakres-uslug/konsultacje-lekarskie/laryngologia/ ponieważ sam niedawno go odwiedziłem.

    OdpowiedzUsuń