Oczywiście, w Niemczech - kawa. Głównie rano i podwieczorkową porą, ale i przez cały dzień może być. Spotkałam się nawet z opinią, że herbatę to tylko chorzy w szpitalu piją, co nie zgadza się z moim doświadczeniem, bo i tam jest bardziej kawa - i dla chorych i dla odwiedzających.
W każdym sklepie można spotkać całkiem spory wybór kaw różnych marek, gatunków i rodzajów i na ogół 2,3 rodzaje herbaty. Za herbatę uważam "napar przyrządzany z liści i pąków grupy roślin, nazywanych tą samą nazwą" (Wikipedia). Jeśli rozszerzyć znaczenie także na napary z ziół i owoców to tu już wybór jest znacznie bogatszy. Zaryzykowałabym nawet przypuszczenie, że większość Niemców właśnie takie napoje uważa za "herbatę" i trzeba się liczyć z tym, że w niemieckim domu wybierając nie-kawę dostaniemy raczej jakieś ziółka lub coś z hibiskusem (wczytując się w składy zauważyłam, że prawie wszystkie mieszanki owocowe go zawierają, a ja słabo toleruję).
Wracając do kawy, pomimo tak dużej oferty najczęściej serwuje się kawę z kawiarek przelewowych i niezbyt mocną (czasem po prostu "lurę", dlatego pewnie można ją pić bezkarnie), a że moje preferencje są zgoła inne, nauczyłam się więc grzecznie dziękować. I za kawę, i za herbatę.
A w temacie herbaty... Nastrojowo-weekendowo
Podszepty czarodziejskiego imbryka
Gdy
zmierzch, jak zwykle, niezwykły spływał
łagodząc
ostre kontury świata,
Błękitny
imbryk czary odkrywał
i
dojrzewała złota herbata.
Mruczeć
zaczynał cicho, leniwie,
po czym
ziewając pary obłokiem
chrzęścił
jak poruszone igliwie,
prychając
łypał pokrywki okiem.
By
nagle skrzydłem upojnej woni
muskając
lekko stu westchnień struny
poderwać
serce jak tysiąc koni,
opuszczać
senne powiek całuny.
Wreszcie
balsamem łez herbacianych
rozlewał
ciepło w duszy zakątku
gdzie
wszystko tańcem jest roześmianym
i
nie ma końca, ani początku.