Wczoraj udało mi się wykorzystać chwilowe rozpogodzenie i wybrać w plener po ponad miesięcznej przerwie. Niechcący wyszło dłużej niż zamierzałam, bo pogubiłam się w leśnych ścieżkach i na rozdrożach wciąż wybierałam tą dłuższą drogę. Wróciłam więc zmęczona, głodna, ale jakże szczęśliwa i dotleniona! I lżejsza o 5 kg "głupoty" nazbieranej podczas siedzenia w domu. Kolana też dały radę choć forma ogólnie kiepska.
Miejscami droga po ostatnich ulewach wyglądała tak albo i gorzej. Trzeba było prowadzić rower i kluczyć
Wrzosy już zakwitły...
Wycinka jakaś
Już blisko do domu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz