To było szczeg.ólne doświadczenie i dla kotów i ludzi, chociaż nie pierwszy raz podróżowaliśmy razem. Tym razem pomyślałam, że może już jednak ostatni? Bo trudy podróży duże i sam pobyt w Posce też stresowy. Ale po kolei.
Sama jazda samochodem po wstępnych dolegliwościach związanych z chorobą lokomocyjną u Nanka (pierwzse 50 km) przebiegła w zasadzie dobrze, ale... Właśnie w zasadzie. Prawie cały czas spały - to dobrze, nie jadły - też może być, ale i nie piły - to już gorzej ze względu na problemy Nanka z układem moczowym i tendencją do "zatykania się". Nie korzystały też z możliwości załatwienia się oraz swobodnego wyciągnięcia się na tylnym siedzeniu. A miały taką możliwość - podróżujemy z kuwetą, koty mają własne pasy bezpieczeństwa, które umożliwieją im poruszanie się w ograniczonym promieniu i wcześniej chętnie z tego korzystały. Tym razem przesiedziały w swoich transporterkach (otwartych).
To, co się działo na miejscu spowodowało, że chyba mamy "metę spaloną" i więcej nas już nie zaproszą. Polska kotka, z którą znali się już wcześniej, tym razem nie była zbyt gościnna i mocno ofukiwała intruzów. Tomek jakoś to uznał, schodził z drogi i po kilku dniach mógł już podejść całkiem blisko. Na Nanka zadziałąło to jednak prowokująco i pobudziło instynkt łowczy. Zaczęły się dzikie gonitwy całej trójki (Tomek korzystając z okazji przyłączał się nie wiadomo dokłądnie po czyjej stronie - zapewne po swojej). Jak można sobie wyobrazić mieszkaniu groziła "demolka", nie wspominając już o niebezpiecznych sytuacjach dla samych kotów (pazury zostały użyte). Poza tym moje koty są dwa razy większe od Felki. Trzeba było podzielić teren i pilnować żeby Felka i Nanek nie znalazły się w jednym pomieszczeniu.
Tomek też się "popisał" koncertami pod zamkniętymi drzwiami (zawsze się jakieś znalazły, choćby od szafy) najchętniej między 4.00 a 6.00 rano. Mnie to bardzo nie przeszkadzało, bo ładnie śpiewał, ale mieszkańcy źle to znosili, Tym bardziej, że znalezienie się po drugiej stronie drzwi nic nie zmieniało, bo kot jest przecież zawsze po złej stronie.
No i tak...
Wcześniej jeździliśmy już z kotami i nie było takich historii. Może to już kwestia wieku? Że gorzej znoszą takie sytuacje? Trzeba będzie szukać innych rozwiązań, a nie jest to łątwe kiedy wszyscy (jak tym razem) musimy jechać.
Poza tym jest "jak zwykle". No może tylko jeszcze pewne zmiany w upodobaniach - Tomek nigdy nie był typem "kota kolanowego", a ostatnio coraz częściej przychodzi na kolana, a Nanek przeciwnie - coraz rzadziej (czy to jak w anegdocie ma to związek ? "bo Tomek już tam siedzi").
W tym roku narodziła się nowa wspólna "zabawa"- bieganie za rzucanymi kocimi ciasteczkami zeby więcej ruchu było. Pod wieczór. Koty już na to czekają i w ten sposób dostają część kolacji.
Rozpoczął się już czas sztucznych ogni i strzelania - koty nie przepadają za tym, choć panicznie się. Trzeba będzie to przeżyć.
Oczywiście chciałam zamieścić kocie zdjęcia z tego roku. Te najlepsze... hm... Najciekawsze... ? Może te, które lubię?
Stanęło na tych, które zdążyłąm wybrać. I tak to wyszło
(trochę są dziwnie porozmieszczane, ale nie mogłam się dzisiaj lepiej dogadać z programem)
Kociego Roku!
Na słoneczku |
Z łapką |
Ulubiony punkt obserwacyjny
Czatowanie pod balkonem
może się znudzić
Sceny tarasowe
Na tropie słonecznych promieni pod balustradą o świecie
Z herbatką (w czasie malowania kuchni, gdy kuchnia była w pokoju)
Przysypianie
Lizing
I inne sceny łóżkowe
Dobre kryjówki
Nanek i tęcza
Z kwiatami
Zdziwienie w pustej kuchni po remoncie
Fascynacja dzikim bzem
Jeszcze trochę słońca
Wielkanoc
Pilnowanie jajek
Znowu świątecznie
Zamyślenie